Hello to Cyprus!

Ho Ho Holiday :))) Kiedy w połowie listopada ze sklepowych witryn machają Wam już renifery, a powietrze o poranku coś za bardzo przypomina to arktyczne, przyspieszcie kroku, zapakujcie walizkę i palcem na mapie wybierzcie żółtą plamkę lądu otoczoną bezkresem błękitnego morza. Plan na ucieczkę gotowy! Zaopatrzeni w bikini, polaroida i sporą paczkę chusteczek, wymknęliśmy się na tydzień wakacji, gdy wszyscy inni zapomnieli już o słońcu. Cypr jest nasz!
Nikozja to jedyna na świecie stolica podzielona na pół. Granica pomiędzy północną, okupowaną przez Turków częścią Cypru a południową - Grecką, biegnie dokładnie przez sam środek miasta i jest tu widoczna i odczuwalna jak nigdzie indziej. W połowie ganków, domów, ulic i placów, przedzielając bramy, wejścia i sklepy. Przez skromne zastawione donicami przejścia graniczne, aż po poważne i groźne zasieki z drutem kolczastym. Czasem, mimo wszystko zbyt łatwo pójść o krok za daleko, dlatego ostrożność jest tutaj wskazana. W Nikozji czas płynie jakby inaczej i zdecydowanie mniej stabilnie. Zatłoczone ulice, pełne głośnych klaksonów i wysokie, nowoczesne budynki, nijak mają się do jednopiętrowych, zniszczonych przez czas willi i ich mieszkańców, leniwie grających w Tavli w co drugim barze ;) Tylko tutaj piękna, dorodna palma rośnie na... gruzowisku, zabytkowe auta spowija piaskowy kurz, a razem z kawą zaproponują Wam wróżbę w kawiarni ze śpiewającym kanarkiem :) Nikozja zmienia się w małych uliczkach pełnych straganów na starym mieście, zmienia się przy wielkich opustoszałych warsztatach, zmienia się gdy jecie halloumi pie i pomiędzy jednym graffiti, a kolejnym zabytkowym domem. A jednak mimo wszystko, czas jakby się tu zatrzymał :) Jak na pierwszy dzień naszej wycieczki, Nikozja to mocne uderzenie. Ale pozwala poznać Cypr bardziej, niż tylko z wakacyjnych kurortów, zapijanych drinkiem z palemką ;)

Cyprus Crew  / Pierwsze halloumi pie / Tajemniczy zakątek i cypryjska kawa
Po Pafos przechadzamy się wolnym, spacerowym krokiem, a za nami sznurem wędrują jego mruczący, mali mieszkańcy. Antyczne ruiny w parku archeologicznym, to jeden z najważniejszych punktów dnia. Miło wiedzieć, że to odkrycie ma swój polski akcent ;) Ogromna mozaika z Minotaurem w willi Tezeusza robi wrażenie i nagle wizja kładzenia kafelek w nowym mieszkaniu przerasta nawet najodważniejszych. To w Pafos właśnie mieliśmy okazję nocować przez całe wakacje i po raz pierwszy zamoczyć stópki w morzu w listopadzie (sic!). Tu znów puchaty fanklub odprowadził nas aż pod samą plażę. Pustą, ukrytą w zatoczce, z miejscem dla vipów. Pomiędzy zwiedzaniem jest też czas na chill i oczywiście czas na jedzenie! :))) Cypryjska kuchnia czerpie bardzo wiele od swojej greckiej kuzynki. Bakłażanowa musaka, warzywna sałatka, mięsny kebab, kleftíko i souvlaki. A wszystko pod bacznym okiem kocich restauratorów. Na Cyprze zjecie smacznie, tanio i dużo, choć najmilszy akcent posiłków to przesympatyczna obsługa, a z talerza potrafią uśmiechać się do Was tu nawet rybki ;) Food is Amore ♥ to główny powód, dla którego warto podróżować.

Latarnia morska w parku archeologicznym / Mruczki na posterunku / Lunch z pięknym widokiem / Nasza pierwsza plaża / Po prostu Meze!
I wtedy wchodzi on... cały na biało! Halloumi to cypryjski ser, dobro narodowe, najbardziej eksportowany towar tej małej wyspy i nieodłączny składnik diety każdego, dumnego Cypryjczyka :) Ponoć rodowici mieszkańcy zjadają go aż 8 kg rocznie! By halloumi mógł się takim nazywać musi zostać wyprodukowany właśnie na Cyprze, a w jego składzie powinno znajdować się głównie owcze mleko. Choć Cypryjczycy pilnie strzegą swojej, serowej receptury, to rąbka tajemnicy chętnie uchylą Wam właściciele przemiłej agroturystyki Aperanti. Na warsztatach z robienia halloumi uśmiechnięta Maroulla miesza drewnianą łyżką w wielkim mosiężnym garze i opowiada historię swojej farmerskiej rodziny. Niestety my, większą chyba mamy siłę woli, niż siłę masy i odciskanie wody z sera nie szlo nam najlepiej... Zmiana branży na produkcję halloumi? Szczególnie polecamy paniom! Dłonie regularnie zanurzane w owczym mleku to efekt Kleopatry bez zbędnych kosmetyków ;) Wielki finał to oczywiście kosztowanie swoich własnych wyrobów i innych domowych smakołyków oraz wspólny stół z gośćmi z Nowej Zelandii, Wielkiej Brytanii i Austrii przy którym można było ciekawie porozmawiać (lub wymownie pomilczeć). Właściciele Aperanti produkują też obłędne dżemy figowe i oliwę ♥ Wytoczyliśmy się stamtąd parę kilo grubsi, parę euro biedniejsi, ale parę razy szczęśliwsi!

Malownicza wioska Pera Orini / Agroturystyka Aperanti
Na jeden dzień zgubić się gdzieś na wyspie, uciec od cywilizacji... Nie próbujcie tego robić sami i nie próbujcie tego robić w grupie, a już na pewno nie próbujcie tego robić na Akamas. Jedno z najpiękniejszych miejsc zachodniego Cypru, zdecydowanie lepiej zwiedza się jachtem od strony morza. Małe zatoczki, bajkowe klify, błękitna laguna i stepowe krajobrazy. Jeśli spragnieni jesteście kontaktu z naturą, swoją przygodę w Parku Narodowym najlepiej zacząć od strony Polis, quadami lub pieszo. Uwierzcie mi, trasa pokonana małym (nie terenowym) autkiem zapiera dech w piersiach na trochę dłużej niż to wskazane. Szczęśliwie udało nam się w porę zmienić kurs i zachód słońca obejrzeć bujając się leniwie na falach pod potężnym klifem. Nic dziwnego, że Afrodyta urodziła się właśnie na Cyprze ;)

W parze z Afrodytą drepcze Adonis. Mityczni kochankowie nie mogliby kąpać się nigdzie indziej niż w lodowatych łaźniach przy górskim wodospadzie. Łaźnie Adonisa znajdują się na terenie prywatnej posesji pełnej nie-tak-antycznych posągów greckich bogów i kolumnad, oraz popiersi dziwnie wyglądających na współczesne ;) Mimo wszystko miejsce to ma swój cudowny urok a trasa, która do niego prowadzi, pełna jest bananowych plantacji i niezapomnianych widoków. No i minęliśmy też jednego osła :)

Tak, to tu da Vinci kupił obrus :P Obrus był z lefkaryjskiej koronki i ostatecznie wylądował na ołtarzu w mediolańskiej katedrze. Obok sałatka. Nie z Lefkary, ale tak warta uwiecznienia, że nie mogło jej zabraknąć w tym poście! Sałatka for life 

Jeśli jeszcze nie czujecie tych cypryjskich fal, musicie odwiedzić Limassol. Tu nie tylko burzliwy Posejdon zmoczy Wam skarpety na promenadzie. W gąszczu słonecznych uliczek warto się zgubić, wypić sok bananowy i posłuchać ściskających serce historii mieszkańców. Tu fale wakacyjnego klimatu mieszają się z już świąteczną dekoracją, ale Cypryjczykom w ogóle to nie przeszkadza :) Ulice Limassol są kolorowe. Równie mocno od tęczowych parasolek zawieszonych nad jednym z przejść, co od jaskrawego graffiti na każdej, bardziej opuszczonej ścianie. Między budką do spowiedzi, a oldshoolowym automatem Coca-Coli leniwie spacerują kolejne patrole Mruczków, a smak morskiej bryzy najlepiej zagryza się sałatką z halloumi i zapija domowym winem! W ciągu jednego dnia pokonaliśmy kamienne, zamkowe korytarze, zwiedziliśmy portowe zakątki, bogate, sztuczne osiedla i zapomniane małe kamieniczki. Były kościoły, pomosty, pamiątki i wspomnienia, aż po najpiękniejszy zachód słońca i trochę morskiej soli we włosach ;)

Letnie parasolki i świąteczne dekoracje / Street art / Sałatka z halloumi / Zawsze Coca-Cola
Odwiedzanie Cypru w listopadzie ma swoje wady i zalety. Dni są zdecydowanie krótsze, ale za to nie sposób przeoczyć zachodów słońca. Wybaczamy im nawet to, że zaskakiwały nas tak niespodziewanie w połowie dnia. W Pafos, w Limassol, na Coral Bay, w drodze z Akamas i na hotelowym tarasie z widokiem na opuszczony wrak statku. Po zmierzchu przyszło nam mierzyć się z Cypryjskim winem i Zivaniją (najpierw odmów trzy zdrowaśki i spluń 2 razy przez prawe ramię) - przetrwają tylko najsilniejsi ;) Każdy wieczór na Cyprze to niezapomniana mia kalispéra!


Kalí sou méra!

xoxo
A,P,F,K

1 komentarz

  1. Chciałem powiedzieć że byłem na Cyprze kilkadziesiąt razy i Twój opis najbliżej oddaje klimat tej wyspy z wszystkich, które czytałem. Zdecydowanie udało Ci się ująć magię tego miejsca. Życzę Ci, byś tam kiedyś wróciła :)

    OdpowiedzUsuń